Czy wiecie, że w czasach drugiej wojny światowej, kiedy pojawiły się komiksy z Kapitanem Ameryką, to wysyłali je żołnierzom walczącym na froncie. Ku pokrzepieniu serc, by zmotywować ich do walki. Musimy zdać sobie sprawę, że komiksy i filmy z kolesiami i laskami w kostiumach, którzy w ten czy inny sposób ratują świat, to coś więcej niż historyjki dla dzieci. Mają one niesłychaną moc mobilizującą człowieka do walki, uczą heroicznych postaw. Nic dziwnego więc, że wysyłali komiksy z Kapitanem żołnierzom.
Jeszcze większą w tej dziedzinie zasługę ma Christopher Nolan, którego trylogia o Mrocznym Rycerzu zapisała się na stałe w historii kinematografii, stając się wzorcem tego, jak należy kręcić zaangażowane kino superbohaterskie. Największa zasługa w tym Christiana Bale’a, którego kreacja przyczyniła się do wybitnej historii narodzin, upadku i zmartwychwstania legendy. Tym bardziej dziwią mnie jego ostatnie utyskiwania, że mógł być lepszym Batmanem.
Ostatnio można wyczytać w wielu miejscach (np. tu, tu, albo tu), że Christian Bale jest niezadowolony ze swojej kreacji Batmana. Uważa, że mógłby w filmach Nolana pokazać więcej, a jego Mroczny Rycerz mógłby być bardziej pokręcony i bardziej mroczny. Naprawdę?
Nie udało mi się osiągnąć w trylogii tego co planowałem. Nolan sobie poradził, ale przyglądając się sobie na ekranie, mam wrażenie, że nie do końca dałem radę. Batman jest bardzo mroczną, wewnętrznie rozbitą postacią. Zakładając kostium myślałem: „będę czuł się jak cholerny idiota, jeśli nie wykorzystam tego, jako sposobu do pokazania prawdziwej, mrocznej strony jego charakteru”.
W trylogii Nolana widzimy narodzenie się Batmana („Batman Begins”), jego chwilę próby, dylematu i upadku jako legendy („Mroczny Rycerz”) i niełatwą, trudną historię jego odrodzenia („Mroczny Rycerz powstaje”). Czy w tym co pokazuje sobą Christian Bale jako Bruce Wayne/Batman nie widać mroku? Przecież on jest nie mniej pogubiony i pokręcony niźli Batman w legendarnym „Arkham Asylum” Dave’a McKeana i Granta Morrisona.
Doznaje szoku, kiedy odkrywa, że jego mentor i trener Ra’s al Ghul jest (w telegraficznym skrócie) zwykłym terrorystą. Zburzenie autorytetu to bardzo bolesne doznanie. Zwróciliście uwagę, jak doskonale Bale pokazał swą postacią wewnętrzny konflikt, będąc zmuszonym do walki ze swoim Mistrzem.
Mało tego – przecież wplątany w pokrętną grę Jokera zmuszony zostaje do wyboru pomiędzy ukochaną, a prokuratorem (prawnicy – sic!), który jest nadzieją dla sprawiedliwości w Gotham. Traci miłość swojego życia (tak myśli, nie wiedząc jeszcze, że jest nią tak naprawdę Ania Hathaway) i przyczynia się do narodzin Dwóch Twarz. Czy los bohatera może być bardziej pokręcony? I jak w tym się odnajduje Christian Bale – jest przecież niesamowity.
Bierze na siebie całą winę, buduje rzeczywistość na kłamstwie – w imię sprawiedliwości, która była jego przeznaczeniem. W ogóle „The Dark Knight Rises” jest piękną opowieścią o powstawaniu z upadku, o odrodzeniu i wychodzeniu z wielkiej głębokiej dziury (w sumie literalnie). Ten film ma dla mnie szczególnie duże znaczenie i lubię do niego wracać, kiedy przeżywam kryzys i coś w życiu mi się sypie. Oglądam i widzę jak Christian Bale jako Bruce Wayne i jako Batman pokazuje nam, że można powstać z mroku, nawet jeśli to on dał nam życie. I później we Florencji można siedzieć w kawiarni z Kobietą-Kotem i jednak to życie wygrać.
Tyle pięknych lekcji życiowych podarował nam Christopher Nolan i jego „Mroczny Rycerz”, który jest genialny też właśnie dlatego, że jest nim nie kto inny jak Christian Bale. Pamiętam, że jak się dowiedziałem kto zostanie Batmanem, to byłem zdegustowany. „Bale?! Ten laluś?!” – myślałem sobie. Tymczasem „ten laluś” wykreował jedną z najlepszych postaci w historii kina superbohaterskiego, albo nawet kina w ogóle.
Ben Affleck i jego „one man reign of terror” dostają ode mnie kredyt zaufania, ale niestety może nie uda mu się zawalczyć, bo wiele wskazuje, że jego filmowe starcie z Supermanem może być po prostu bardzo słabym filmem.
Christian Bale zapisze się, a właściwie już to zrobił, jako najlepszy Batman w historii kinematografii i tym bardziej nie potrafię zrozumieć, że on może sobie jeszcze cokolwiek wyrzucać. Ale z drugiej strony – każdy z nas w jakimś stopniu cierpi na perfekcjonizm, więc może dotyka to po prostu też Mrocznego Rycerza?