W zeszłym roku tragicznie zmarł Arthur Cave, jeden z synów Nicka Cave’a. Spadł z urwiska w Brighton, gdzie mieszkał wraz z rodziną. To tragiczne wydarzenie wpłynęło znacząco na Nicka i całą rodzinę. Arthur był jednym z bliźniaków, miał brata Earla. Cave wraz z żoną wydali wtedy tylko jedno publiczne oświadczenie:
„Nasz syn Arthur zmarł wczoraj wieczorem. Był cudownym, szczęśliwym chłopcem. Kochał swoją rodzinę i przyjaciół, uwielbiał swojego brata bliźniaka Earla”
Te wydarzenia miały miejsce w czasie nagrywania albumu „Skeleton Tree” Nick Cave & the Bad Seeds. Można to zresztą silnie odczuć, słuchając tej płyty. Jaki jest ten album? Co może nam zaoferować Nick Cave, którego życie tak niemiłosiernie wypatroszyło?
Ciężko jest mówić o „Skeleton Tree” bez kontekstu filmu. A „One more time with feeling” jest nie lada przeżyciem. Możemy zobaczyć Nicka Cave’a, który miota się wraz z zespołem podczas nagrywania nowego albumu. Czasem się zaśmieje, czasem coś powie, ale w tym wszystkim jest częstokroć nieobecny.
Widać to wyraźnie podczas ujęć z taksówki, kiedy jedzie do studia nagraniowego. Obok niego jest Warren Ellis. „Nic bym nie zrobił, gdyby nie Warren”. To wyznanie, z pozoru nieistotne, dużo mówi o całym zespole. Ja osobiście nigdy nie odżałowałem tego, że Mick Harvey i Blixa Bargeld opuścili Cave’a, ale też poważam to juak duży wpływ ma Ellis na procesy twórcze Nick Cave & the Bad Seeds.
Nick dużo mówi o narracji, i tym, że ona zawodzi, kiedy próbuje się opowiadać historie. Stara się skupić na emocjach, tym, co faktycznie pozwala budować opowieść i dawać świadectwo. To fajnie brzmi, kiedy to piszę. Prawda jest jednak taka, że Cave jest zmęczony, a może wręcz umęczony, o czym mówi podczas sceny z lustrem i twarzą naznaczoną zmarszczkami.
W filmie bardzo doceniam, że pojawiają się Susie i Earl (żona i syn). Warto zwrócić uwagę, że nagrywano to względnie „na żywo” i scena, w której Susie opowiada o obrazie namalowanym przez Arthura pulsuje od emocji. To jest największa siła tego filmu. Ta szczerość i emocje. Owszem – sceny nagrywek zespołu są reżyserowane, dopicowane w każdym szczególe. Ale te momenty, kiedy Cave mówi o tym, że „czuję, że gadam pierdoły” itp. są kwintesencją. Jeśli Nick chciał ucieć od odpowiedzi o pytania o jego syna, to mu się to udało.
Jeśli chodzi o album, to zaczyna go absolutnie genialne „Jesus Alone”. O wielkości tego utworu mogliście przeczytać nawet na ASZdziennik. Jest też wiele innych dobrych momentów w postaci np. „Girl in Amber” (tylko po co te chórki?!), „Antrocene”. Nie ma wątpliwości z kim mamy do czynienia. To stary, dobry Cave. Choć gdzieś faktycznie ukryty i nieobecny. Ale ma ku temu prawo. Niech spróbuje znaleźć spokój w swoim Brighton, niech odpocznie.
Jeśli chodzi o album, to jak na niego, mógł nagrać to lepiej. Jeśli chodzi natomiast o film, to nie znajdziecie szczerszej relacji ojca, który stracił swojego ukochanego syna.
To jest film dla fanów Cave’a, ale polecam go absolutnie każdemu. Podobnie płytę.